środa, 3 lutego 2010

Odessa zimą

Odessa w styczniu wygląda pustawo. Śnieg z błotem . Słona bryza od Czarnego Morza przyjemnie szczypiąca w język. Leniwe psy na pustawej płaszczadzi przy pomniku nieizwiestnogo matriosa. Winogrona oskubane przez przymrozki. Stare niechlujne Kamazy i postradzieckie traktory gąsienicowe przerobione domasznym sposobem na odśnieżarki, porzucone na poboczu portowej Primorskiej i w pobliżu obrzydliwie wypasionych sklepów Deribasovskoj. Tłok tylko w centrum i w marszrutkach. No i złowieszczo łopocące niebiesko-czerwono-białe flagi na szczycie Potiomkinowskich Schodów, obok cokołu z Armandem Emmanuelem Sophie Septemanie du Plessisem, księciem de Richelieu, i zziębnięci zwolennicy przyłączenia Ukrainy do matuszki Rosji, czekający cierpliwie na zwycięstwo Janukowycza w drugiej turze wyborów prezydenckich.